IRYGACYJNY PLAN
zyli żywiołowa potęga biurokracji. W jednej ze swoich podróży Ijon Tichy trafia na planetę Pinta, której mieszkańcy kultywują podwodny tryb życia. Są przy tym zbudowani i wyglądają dokładnie tak samo, jak ludzie, tylko ich ciała pozostają zdeformowane z powodu reumatyzmu. Okazało się, że planetę nękały niegdyś gorące wiatry i zagrażała jej przemiana w szczerą pustynię. Opracowano zatem wielki plan irygacyjny, który wymknął się spod kontroli. Instytucje i urzędy odpowiedzialne za nawadnianie doprowadziły do zalania całej planety, dorabiając następnie do tego słuszną ideologię, zgodnie z którą bytowanie pod wodą stanowi najwyższą formę rozwoju. Poziom wody podnoszono stopniowo, a osoby niższego wzrostu sukcesywnie znikały. Groteskowa historia stanowi mistrzowski gambit Lema w jego grze z cenzurą.
Tak toczyło się moje życie przez pięć miesięcy. Pod koniec tego okresu zaprzyjaźniłem się z pewnym starszym Pintyjczykiem, profesorem uniwersytetu, który rzeźbił swobodnie za to, że na jednym z wykładów oświadczył, iż woda jest wprawdzie niezbędna do życia, ale w innym sensie, niż się to powszechnie praktykuje. W rozmowach, które prowadziliśmy przeważnie nocą, profesor opowiadał mi o dawnych dziejach Pinty. Planetę nękały niegdyś gorące wiatry i uczeni dowiedli, że zagraża jej przemiana w szczerą pustynię. W związku z tym opracowali wielki plan irygacyjny. Aby go wprowadzić w życie, założono odpowiednie instytucje i nadrzędne biura; potem atoli, gdy zbudowano już sieć kanałów i zbiorników, biura nie chciały się rozwiązać i działały dalej, nawadniając Pintę coraz bardziej. Doszło do tego – mówił profesor – że to, co miało być opanowane, opanowało nas. Nikt jednak nie chciał przyznać się do tego, następnym zaś, koniecznym już krokiem było stwierdzenie, że jest właśnie tak, jak być powinno.“Podróż trzynasta”