wiktoria błaszczyk
LABORATORIUM
piekarni naprzeciwko mojej szkoły przy ulicy Jana Pawła powstało tajemne laboratorium, dowiedziałam się o nim przez przypadek kupując bułki.
Tworzą w nim szczepionki w celu odmłodzenia ludzi. Ludzie są po nich wiecznie młodzi i nieśmiertelni. Dzisiaj są pierwsze szczepienia, jeszcze nie wiemy jakie są skutki uboczne. Obawiam się, że nie będzie miejsca na tak dużą ilość ludzi na ziemi, ponieważ szczepionka będzie wprowadzana na całym świecie. Ja na razie nie zamierzam się szczepić moja rodzina także.
Rok później…
Ludzie się zabijają z powodu braku miejsca i jedzenia, ja z moją rodziną zbudowaliśmy bunkier o którym wiemy tylko my, posiadamy dużo jedzenia, mamy własne uprawy rolne, mamy nawet krowę, która daje nam mleko — ma na imię Wandzia. Lubię przy niej siedzieć i czytać książki. Wandzia jest w ciąży, za miesiąc urodzi cielaczka i mam nadzieję, że będę mogła się z nim bawić. Telefonów już nie ma, tak samo jak innych sprzętów AGD, mamy jedno radio z pendrajwem — można powiedzieć że to antyk. Dawno nie byłam już na dworze nie pamiętam jak to jest oddychać świeżym powietrzem, tato mówi że kiedyś mnie zabierze na dwór, tylko nie jestem jeszcze gotowa i mam jeszcze dużo czasu. Mój tato sam boi się wychodzić, tak jak cała reszta. Mieszkam z mamą, tatą, bratem, babcią, dziadkiem, z ciocią i wujkiem. Mamy swoje obowiązki ja myję naczynia i ścieram kurze, mój brat zamiata i myje podłogi, a dorośli robią resztę, a i jeszcze doje Wandzię. Z bratem często się kłócimy o małe drobnostki np. kto usiądzie dzisiaj na tym krześle przy obiedzie albo, że zabrał mi kapcie. Rodzice zrobili nam własne pokoje bo nie mogli wytrzymać naszych kłótni o bałagan. W tej chwili doję Wandzię, a później będę czytać przy niej książki. Ludzie zachowują się jak zwierzęta, zabijają się — wiem to jest straszne.
Moi rodzice załatwili mi bardzo dużo książek i gier planszowych, z których bardzo się cieszę. Z moim bratem wieczorem zrobimy sobie „wieczór gier”.
Miesiąc później…
Wandzia już urodziła, dałam jej na imię Marlenka, jutro czeka mnie wyjątkowy dzień, pierwszy raz wyjdę na spacer!
Strasznie się cieszę! Nie mogę się już doczekać! Nie tak dawno poznałam dziewczynkę przez radio, przez przypadek połączyłyśmy się, szybko stała się mi bardzo bliska, ona też nie była szczepiona. Jej bunkier jest bardzo blisko mojego, z tego powodu złapałyśmy zasięg! Rodzice powiedzieli, że za jakiś czas będę mogła do niej pójść! Albo ona do mnie, okazało się, że nasi rodzice znają się z podstawówki. Chodzili do jednej klasy i bardzo dobrze się znali.
Nazajutrz…
Po śniadaniu wychodzę, z tatą na zewnątrz — bardzo się stresuję i wtedy tato przekazuje mi smutną dla mnie wiadomość:
– Wiktoria niestety musimy to przełożyć, dzisiaj jest burza, a oni lubią się chować w takich miejscach…
– dobrze tato…
– a możemy iść jutro?
– po jutrze możemy iść
– dobrze
– to ja idę do Wandzi poczytać książkę
– dobrze
Byłam trochę smutna, ale rozumiem, że nasze bezpieczeństwo jest na pierwszym miejscu, poza tym będzie jeszcze dużo okazji aby wyjść, ale teraz chcę się zabrać za czytanie. Czytam teraz bardzo ciekawą książkę science fiction pt. „Igrzyska śmierci” napisaną przez Suzanne Collins.
Godzinę później…
Pora doić Wandzię. Dużo mleka dzisiaj dała, jeszcze nakarmię Marlenkę i idę na obiad.
– Obiad! Wiktoria, Olek chodźcie — woła mama
– już idziemy! Olek chodź szybciutko!
– idę!
– później Olek siada do nauki, oznajmiła mama
– dobrze odpowiedział Olek
Razem z dziadkiem mamą i babcią uczymy Olka różnych przedmiotów. Ja wraz z tatą, wujkiem i ciocią uczymy go wychowania fizycznego, bo jak powtarza mama: „w zdrowym ciele, zdrowy duch”. Mama uczy brata języka polskiego, babcia matematyki, a dziadek biologii i geografii. Po obiedzie wróciłam do Wandzi i Marlenki, aż tu nagle usłyszałamkrzyk mojej cioci, wszyscy pobiegli zobaczyć co się stało. Rodzice kazali nam się schować pod łóżkiem w razie gdyby dostali się intruzi, na szczęście był to fałszywy alarm okazało się bowiem, że ciocia zauważyła pająka, a panicznie się ich boi. Tato zmartwił się tym, że „oni” mogli to usłyszeć i podążać za wydawanym dźwiękiem. Tato ostrożnie wyjrzał na dwór, okazało się że ich nie ma. Było po burzy, więc postanowiłam połączyć się z moją przyjaciółką Leną, odebrała jej mama zapłakanym głosem powiedziała że jej nie ma
– czyli wyszła na dwór?!
– nie…
– ma karę?
– ona nie żyje…
– co?!
W tej chwili się wyłączyłam i zaczęłam bardzo mocno płakać, podeszła do mnie mama i spytała się co się stało, opowiedziałam jej o wszystkim. Mama czule mnie przytuliła i powiedziała, że mnie rozumie płakałam tak aż do kolacji, siedziałam przy Wandzi i ją
przytulałam razem z Marlenką. Po kolacji poszłam się myć, byłam strasznie zmęczona po tym ciężkim dniu od razu zasnęłam.
Następny dzień…
Tato dzisiaj na poprawę humoru powiedział, że zabierze mnie na dwór byłam szczęśliwa ale nadal nie potrafiłam się oswoić z wczorajszym wydarzeniem. Po śniadaniu ubrałam się i byłam już gotowa do wyjścia, kiedy otwieraliśmy wejście od bunkru poczułam świeży zapach powietrza, wyszliśmy na dwór, było cudownie; biegałam i zebrałam świeżej trawy jeszcze z rosą dla Wandzi i Marlenki, zrobiłam bukiet kwiatów do wazonu, wianki dla mnie, cioci, mamy i babci. Było cudownie, aż przypomniał mi się wspólny piknik z klasą na Kukułce, było bardzo miło długo ich już nie widziałam i nie wiem gdzie są, co robią, czy wszystko u nich w porządku. Postanowiłam wrócić do bunkru i spróbować połączyć się z nowa osobą, usiadłam przy biurku i łączyłam się długo, lecz bez skutku, aż wreszcie dałam sobie spokój. Była już pora obiadowa, więc poszłam zjeść, a później nakarmiłam Wandzię i Marlenkę świeżą trawą jeszcze z rosą. Tak bardzo im smakowała, że poprosiłam tatę abyśmy poszli zerwać jej więcej. Narwałam aż dwa wiadra trawy zmoczyłam je zimną wodą i zostawiłam w zagrodzie Wandzi i Marlenki. Wtedy usłyszałam otwieranie bunkru pomyślałam, że to ktoś z bunkru — myliłam się to był jeden z potworów. Tato kazał nam się schować razem z mamą, ciocia, babcią i moim bratem. Wujek ,tato i dziadek pozbyli się intruza i byliśmy już bezpieczni. W razie „w” tato z wujkiem robili warty na zmianę, co godzinę. My też byliśmy w pełnej gotowości by bronić naszego bunkru wszystkimi dostępnymi sposobami, w razie gdyby coś wymsknęło się spod kontroli.
Na szczęście nic się już nie wydarzyło. Po dzisiejszym dniu znowu bardzo szybko zasnęłam, ranowstałam zjadłam śniadanie, umyłam się i ubrałam w różową bluzkę, czarnespodnie
i żółtą bluzę, moje włosy były związane w kucyka zieloną frotką. Weszłam do mojego pokoju aby w nim posprzątać, miałam spory bałagan na biurku, w szufladach było pełno gier planszowych i książek, a na huśtawce w pokoju huśtał się mój brat.
Godzinę później…
Już gotowe, pokój posprzątany, teraz pójdę do Wandzi i Marlenki, oparłam się o płotek i zaczęłam czytać, zastanawiałam się w jaki sposób umarła Lena, ta myśl nie daje mi spokoju, może intruzi się włamali i… Ją zabili… Nagle mama zawołała mnie na obiad, dzisiaj był własnoręcznie robiony makaron ze szpinakiem mój ulubiony. Po obiedzie zagraliśmy w UNO iMonopoly — wygrałam w obu grach, ponieważ są to moje ulubione gry później jeszcze mamy zagrać w Jengę .
– Idę na dwór zebrać trawy?
– Dobrze odpowiedział tato.
– Weź jej dużo!
– Okej, zaraz przyjdę
– dobrze
10 min później…
– Zamknijcie bunkier! Natychmiast!
– Co się dzieję?
– Oni tu idą!
– Bierzcie broń!
– Dzieci schowajcie się w pokoju i pod żadnym pozorem nie wychodźcie!
– Dobrze
– Wiktoria zaopiekuj się Olkiem
– Oczywiście
– Wiktoria co się dzieje?!
– Nic, spokojnie, zaraz będzie po wszystkim, odpowiadam bratu
– Schowaj się pod łóżkiem
– Okej, mama i tata zaraz wrócą?
– Tak
– Już możecie wyjść…
W tej chwili zobaczyłam całą zakrwawioną Wandę popłakałam się podbiegłam do niej
– Wanda! Nie proszę nie umieraj zostań z nami ze mną i Marlenką!!
– Kocham cię! Wanda proszę nie odchodź!
W tej chwili Wanda odeszła…
Płakałam tak mocno, aż łzy kapały na Wandzię w pewnej chwili Wandzia otworzyła oczy niczym nowo narodzona wstała i szturchnęła mnie sowim łbem. Otworzyłam oczy i nie mogłam w to uwierzyć Wandzia jednak żyje wszyscy nie mogli uwierzyć własnym oczom.
Po ranie na jej brzuchu nie było nawet śladu. Dziadek postanowił pobrać krew Wandzi, aby sprawdzić co się stało.
– ej!
– tak?
– ta krowa jest nieśmiertelna jadła ostatnio coś dziwnego?
– jadła tylko trawę z podwórka
– na tej trawie musiała być krew któregoś z potworów, jej krew jest antidotum
– czyli krew Wandzi może wszystkich uratować?
– tak, będziemy potrzebować dużo jej krwi, cielak też jadł tą trawę?
– tak
– od dzisiaj będziemy wegetarianami
– dobrze?
– rozmroźcie całe mięso
– okej
– dajcie mi rękawiczki strzykawki i jakiś pojemnik
– dobrze
– Wiktoria przytrzymaj ją przy sobie, ona wtedy czuje się bezpiecznie
– dobrze dziadku
Dziadek pobrał krew Wandzi, a później Marlenki
– teraz będę nadziewał mięso krwią, wy musicie znaleźć jakiś pojazd cokolwiek
– dobrze jutro wyruszymy na poszukiwania
– najlepiej od razu po śniadaniu
– okej
Następny dzień…
Po śniadaniu:
– Uważajcie na siebie
– będziemy uważać
Tato wraz z wujkiem wyruszyli w podróż, teraz wystarczy się modlić i czekać, mam nadzieję że nic im nie będzie…
10 godzin później…
Usłyszałam odgłos samolotu, więc poszłam otworzyć bunkier okazało się, że to tato i wujek są w samolocie! Wujek z wykształcenia jest pilotem zgasili silnik i wyszli z samolotu.
– jesteśmy!
– martwiliśmy się o was tak długo was nie było, ale ważne że nic wam nie jest
– jak było?
– dobrze
– nic nas nie zaatakowało
– to doskonale
– chodźcie na kolację
Podczas kolacji…
– od jutra będziemy rozrzucać antidotum
– świetnie!
– za tydzień powinno wszystko wrócić do normy w innych krajach wszystko jest już dobrze
– czyli uratujemy Polskę?!
– tak
– jej!
– na każda noc będziemy wracać
– to dobrze
– by najmniej mamy taką nadzieję
Tydzień później…
Dzisiaj zostało nam tylko Kłodzko
– nasze miasto, wytłumaczysz mi dlaczego Kłodzko robimy na końcu?
– z takiego powodu że nie mielibyśmy pewności, że te antidotum działa
– w sumie racja
– dobra startuj
– dobra
5 godzin później…
– koniec Polska uratowana jej!
– jesteśmy tacy szczęśliwi!
– jutro wracamy do normalności
– wreszcie normalne życie
– duża ilość populacji nie przeżyła ostatniego roku
– prawda…
Miesiąc później…
Dzisiaj nasza rodzina została odznaczona „Orderem Odwagi”, to taka nagroda dla prawdziwych bohaterów kraju. Po tym całym zdarzeniu jesteśmy bardzo bogaci, i nie chodzi tu bynajmniej o korzyści materialne, choć każdy z Nas coś zyskał: mój wujek dostał kwalifikację na najlepszego pilota na świecie, rodzice lepsze stanowiska, mój brat dostał największy zestaw lego w historii, dziadkowie mają wysoką emeryturę, a ja zatrzymałam Wandzię i Marlenkę moje dwa skarby.
-KONIEC –
Autor: Wiktoria Błaszczyk VI d
SP nr 3 w Kłodzku
Książki Stanisława Lema dostępne w księgarni Wydawnictwa Literackiego