Justyna Zaremba
YOKOHAMA W SZKARŁACIE
ok dwa tysiące pięćdziesiąty drugi, technologia ostatnimi czasy ruszyła bardzo do przodu, w związku z czym roboty sprzątające, które poruszają się po ulicach, nie są niczym nowym. Yokohama nie wyróżnia się zbytnio na tle innych miast – tutaj także nieznanym nie jest maszyna pracująca jako kelner w restauracji.
Obecny świat śmiało można by nazwać “utopią”, miejscem spokoju i bezpieczeństwa. Samochody są tutaj rzadko spotykane, bowiem większość ludzi preferuje “statki”, które zaś są metalowymi konstrukcjami, potrafiącymi wznosić się na niewielkie wysokości, zasilanymi zmodyfikowanym paliwem o nazwie ‘‘Hikaru”¹. Owe paliwo jest dość trudno dostępne dla zwyczajnych mieszkańców, dlatego też na czarnym rynku sprzedaje się pod dość pokaźną sumą.
Światło w pokoju Tsurugi’ego zdawało się nigdy nie gasnąć, a powodem tego była bezsenność. Mężczyzna cierpiał na nią, przez co potrafił całą noc spędzić na jedzeniu słodyczy. Od czasu do czasu siadał przed telewizorem, włączając kryminał z “górnej półki”, jednakże zaczynał się nudzić po rozgryzieniu, kim jest seryjny morderca.
Dzisiejsza noc nie różniła się zbytnio od uprzednich. Hajime, ułożywszy się wygodnie na kanapie, zaczął czytać jedną z powieści kryminalnych Edgar’a Allan’a Poe. Sam też pisał, ale uważał, że jego dzieła nie sięgają do pięt tym Poe, które mocno podziwiał. Wiele niedokończonych rękopisów spoczywało na blacie biurka, czekając na ich dokończenie, które prawdopodobnie miało nigdy nie nadejść. Mężczyznę mocno pochłonęła lektura, jednak coś – a raczej ktoś- miało odwagę, by mu przeszkodzić.
Ciszę zakłóciło pukanie w drzwi, zza których po chwili wychynął młody chłopak, na oko dziewiętnastoletni. Posiadał długie i zadbane włosy, zapewne przefarbowane, ponieważ ich lewa część przechodziła w jasny fiolet a prawa w biel, oczy młodzieńca zaś były szarobłękitne, zdające się idealnie pasować do koloru włosów.
— Tsurugi-senpai…— zaczął, wodząc wzrokiem po pomieszczeniu.
Terumi, bo tak mówiono na chłopaka, którego prawdziwe imię i nazwisko było zagadką, był jednym z nowo przygarniętych rekrutów. Jasnowłosy ubiegał się o stanowisko asystenta Hajime, które pozostawało puste od dłuższego czasu.
Kim tak ważnym był sam Tsurugi? Otóż, prywatnym detektywem, pracującym dla firmy “Mirai”², w której tworzono roboty. Po cóż był im detektyw? Spółka była najbardziej znaną w kategorii tworzenia sztucznych inteligencji w całej Azji, przez co wiele innych firm plagiatowało ich projekty, a Hajime zajmował się tym, aby dokładnie dowiedzieć się, kto tak uczynił i zebrać wystarczające dowody na to,
w razie, gdyby przyszło im się sądzić.
— Tak, Terumi-kun? — zapytał Hajime, po czym, odłożywszy czytaną wcześniej powieść na bok, podniósł się z kanapy.
Był dwudziestopięcioletnim mężczyzną, wzrostu niższego niż przeciętny. Jego włosy były rozmierzwione i ciemne, lecz nie czarne, a tęczówki mądrych szmaragdowych oczu dokładnie przyglądały się światu.
— Z-zamordowali szefa — oznajmił cicho chłopaczyna, spuszczając wzrok na czubek czarnych tenisówek, jakie miał na stopach.
Niczym nie zawinił, więc czemu czuł się winien w tej sprawie?
Tsurugi’ego wmurowało, uprzedniego wieczoru miał okazję do wypicia kawy razem z szefem, a tu proszę, przysyłają młodzieńca z taką wiadomością (!).
— Kiedy? — Jedynie tyle mógł z siebie wydusić.
— Nie wiem, przed chwilą znaleźli ciało.— Głos Terumi’ego coraz bardziej się załamywał.
Chłopak pracował w “Mirai” zaledwie miesiąc, a już był straszliwie przywiązany do każdego z współpracowników, a zwłaszcza do ich radosnego szefa.
— Chodźmy na miejsce zbrodni — mruknął starszy mężczyzna, poprawiając okulary spadające mu z nosa.
Zarzucił na swoje ramiona kurtkę, pewien, że na korytarzu jest znacznie chłodniej niż w jego pokoju, następnie wyminął Terumi’ego w progu, tym samym opuszczając pokój. W następstwie kroki swe skierował w stronę gabinetu swego szefa. Jasnooki młodzieniec ledwie nadążał za nim, potykając się o własne nogi.
— Tutaj go znaleźli? — upewnił się Hajime, kiedy doszli pod konkretne drzwi.
W odpowiedzi dostał jedynie skinienie głową. Nacisnął na klamkę i w ciszy wszedł do pokoju, gdzie zgromadziła się już grupka pracowników oraz lekarz.
Tsurugi przystanął w progu i przyjrzał się zwłokom. Blado-sine ciało szefa firmy leżało bezwładnie na podłodze, skąpane w kałuży szkarłatnej krwi, w której topiło się nie tylko ono, a także nóż, jako narzędzie, którym popełniono zbrodnię. Hajime przyjrzał się dokładniej martwemu ciału.
— Tsurugi-san, podejrzewasz kogoś? — zagadał jeden z zebranych.
— Nie, to raczej nie był człowiek — odrzekł detektyw — Nawet niedoświadczony zbrodniarz nie zostawiłby noża, którym zadźgał. Pewnie zabrałby go ze sobą i wyrzucił gdzieś, czy coś w tym stylu.
— Co masz na myśli? — zapytał Terumi.
— Mówię, że szef nie został zabity przez żywą osobę. Nawet głupiec nie zabiłby w ten sposób.— Tu ciemnowłosy przerwał, przykucnął przy ciele i dotknął rany w klatce piersiowej szefa, z której wciąż sączyła się krew. — Został zabity całkiem niedawno, a mamy środek nocy. Z całą pewnością zabójca musiałby przechodzić obok mojego pokoju, a żadnych kroków nie słyszałem.
— Może popełnił samobójstwo? — podsunął Kazunari, siadając na fotelu bliżej biurka, na którym stała lampa naftowa – źródło oświetlenia całego pokoju.
— Tej opcji nie możesz wykluczyć.
— Szef? Ta rana nie wygląda na taką, poza tym… Szef był straszliwym optymistą, wątpię też w to, by był skory samemu sobie coś zrobić. — odpowiedział szmaragdowooki, nie raczywszy nawet obrzucić współpracownika spojrzeniem.
— Kto go tam wie — burknął Kazunari.
— Terumi-kun, chodź tu -— zawołał jeden ze starszych pracowników. Jasnowłosy podszedł do niego, nie odzywając się ani słowem. — Wybierzesz się do Francji. Firma zajmie się opłaceniem wszystkiego. Powiadomisz rodzinę szefa o jego śmierci.
— Jasne — przytaknął młodzieniec, po czym opuścił pomieszczenie bez słowa.
Tsurugi podniósł się z podłogi i podszedł bliżej okna.
— Kto z was jako ostatni widział się z szefem? — zapytał, wlepiając wzrok w nocną panoramę miasta.
Roboty sprzątające z kolorowymi diodami krzątały się po chodnikach na pozór niewinnie zbierając śmieci. W głowie ciemnowłosego nazbierała się tona teorii,
które musiałby na spokojnie przemyśleć.
Nazajutrz Tsurugi skoro świt wyruszył w stronę wysokiego budynku, będącego siedzibą “Mirai”. Firma ta specjalizowała się nie tylko w produkcji maszyn, a także słynęła z wytwarzania leków na choroby dawniej nieuleczane, jaką jest choćby gruźlica.
— Dzień dobry — przywitał się, przekraczając próg.
— Wi-taj, Ha-ji-me -sa-ma — wydukał robot, na co szmaragdowooki skinął głową.
Jego następne kroki skierowane zostały w stronę siedziby, już nieżyjącego, szefa firmy. Mając na celu znalezienie poszlak odnośnie morderstwa, Tsurugi nacisnął na klamkę.
W pomieszczeniu unosił się zapach papierosów i drzewa sandałowego. Papiery leżały w nieładzie na blacie biurka, a kubek z niedopitą kawą znalazł swe miejsce na parapecie wielkiego okna. Brunet poczłapał do biurka, po czym przysiadł na fotelu i rozpoczął przeglądanie pliku kartek.
Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny, jednak nic nie przykuło uwagi detektywa, a bynajmniej nic, co uznałby za istotne. Po dokładnym przeczytaniu ostatniego dokumentu Hajime złożył papiery w stos i umiejscowił na środku blatu.
Już miał opuszczać pomieszczenie, kiedy uchwycił kątem oka małą szkatułkę, mającą swe miejsce na komodzie.
— Nie przypominam sobie, aby była tu wcześniej — mruknął, sięgając po nią.
Kuferek nie był zamknięty na żadną kłódkę, więc ciemnowłosy stwierdził, iż nie ma w niej nic ważnego. Mylił się. Wnętrze nic niewartego kawałka drewna kryło w sobie dokładnie opisane procesy tworzenia przeróżnych maszyn oraz, co najbardziej zdziwiło mężczyznę, schemat zapisany pismem runicznym.
Pewien, że za śmiercią szefa firmy kryje się więcej niżby się spodziewał, schował do kieszeni zawartość szkatułki, a ją samą odstawił na miejsce.
Opuścił gabinet. Jak gdyby nigdy nic przemierzał korytarz, a w jego głowie roiło się od myśli:
Po co szef zapisywał procesy tworzenia robotów? O co chodzi z tym schematem?
— Tsurugi-san? — zapytał męski głos, należący do doradcy od spraw finansowych- Kazunari’ego Haru, blondyna o krwistych oczach, który dostał się do firmy jedynie poprzez przeczytanie zbyt dużej ilości fikcji naukowej.
— Ah, Kazunari-kun… Wybacz, zamyśliłem się. — Hajime w jednej chwili odgonił wszystkie myśli na bok. — Co cię sprowadza tutaj? Z tego co wiem, to urzędujesz piętro wyżej.
— Terumi-kun, kiedy odprowadzałem go na lotnisko, prosił mnie, bym panu to przekazał — oznajmił blondyn, wręczając detektywowi list. — Ja już będę się zmywać.
Mężczyzna zniknął w równie szybkim tempie, co się pojawił.
Jasnooki rozłożył kartkę i zaczął czytać:
“Drogi Tsurugi-senpai,
Jak już Pan pewnie wie od Haru i po stylu pisma widzi, że piszę to ja, Terumi.
Przez jakiś czas nie będzie mnie w firmie z oczywistego powodu, więc proszę
o siebie zadbać! Mam nadzieję, że wszystko się poukłada, a Pan dowie się kto zamordował szefa i wszystko wróci do normy. Wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł, a Pana zadaniem jest przekazanie pozdrowień każdemu z wydziału! Z całym szacunkiem.
Terumi’’
List, dla każdej innej osoby, mógłby wydawać się zwykłą wiadomością, jednak wyraźnie napisane pogrubioną czcionką słowa “zamordował szefa”, jak i jedyne imię w nim, nie licząc tego nadawcy, mogły znaczyć jedynie o podejrzeniach wobec Kazunari’ego. Kawałek papieru znalazł swe miejsce w kieszeni czarnych spodni Hajime.
Wszystko, z wyjątkiem listu, wskazuje na to, że szef popełnił samobójstwo, jednak tak nie było…, pomyślał mężczyzna. Drzwi były zaryglowane od środka, według reszty, ale wtedy to nie miałoby sensu.
Tsurugi w duchu przysiągł, że dowie się kto zabił jego szefa i osobiście wyda tę osobę policji, a następnie będzie spoglądał, jak spada na niego kara za zbrodnię³.
Jakim detektywem byłby, gdyby nie rozwiązał tej zagadki wyjętej prosto z lepszego kryminału?
Po powrocie do swojego pokoju szmaragdowooki oklapnął na krześle, wyjmując kartki z kieszeni. Każdą ostrożnie rozłożył na blacie i zaczął analizować ich zawartość wraz z kopiami zeznań członków spółki, które podrzucił mu jeden z pracowników podczas jego nieobecności.
Terumi, który już był w połowie drogi do Francji, zeznawał, że uprzedniej nocy nie spał, czekając na premierę nowego odcinka swojego ulubionego serialu, kiedy naszła go ochota na słodycze. Jako że w pokoju nie mógł niczego znaleźć, postanowił zejść na parter, gdzie stoją automaty, aby coś zakupić. Przechodząc obok pokoju szefa zauważył zapalone światło, a wewnątrz stała dwójka pracowników firmy oraz robot sprzątający w tamtej chwili korytarz. Młodzieniec twierdził także, że ma pewne podejrzenia, lecz ich nie wyjawi, aby przypadkiem nie doszło do nieprzyjemnej sprawy, jaką jest bezpodstawne aresztowanie. Hajime, jak na najlepszego detektywa w Japonii przystało, domyślił się kogo podejrzewa Terumi.
Przekartkował papiery, zatrzymując się na stornie z zeznaniami Kazunari’ego. Wersja Haru znacznie różniła się od tej Terumi’ego. Mężczyzna twierdził, że owej nocy na korytarzu nie minął żadnego robota i, cytując, “Wieczorem i popołudniu także”, co było wielkim kłamstwem. Wracając do zeznań, blondyn twierdził także, iż kiedy poszedł wieczorem do szefa, ten leżał już martwy, a nad nim pochylała się dwójka innych pracowników.
Dwudziestopięciolatek przerwał czytanie na moment, sięgając po czarne okulary, dzięki którym, jak uważał, jego zdolność dedukcji objawiała się w pełni, choć i bez okularów był nader inteligentny. Chwycił w dłoń pióro, a notatnik otworzył na losowej stronie od środka. Zanurzył stalówkę w atramencie, aby po chwili zacząć rozpisywać pozyskane do tej pory dane.
— Coś mi tu nie pasuje — szepnął, przyglądając się zapisanym krzywym pismem stronom. — Nie podoba mi się to.
Nie minął kwadrans, aby Hajime mógł namyślić się nad tą sprawą dłużej, bowiem ciszę i pogrążenie w myślach mężczyzny przerwało pukanie przypominające raczej walenie w drzwi. Zbieg ostatnich sytuacji zdawał się być żywą wersją kryminału, różnica tkwiła w tym, że nikt nie mógł zajrzeć na ostatnie strony książki.
Przybysz nie czekając, aż usłyszy znane każdemu “otwarte” wpadł do pokoju. Przypominał bardziej przestraszone dziecię niż pracownika firmy “Mirai”.
— Tsurugi-senpai…! — wydyszał chłopak. — Ro-roboty… one…
— Co “one”? — zapytał Tsurugi.
— One się zbuntowały — dokończył przybysz kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Zszokowany detektyw podszedł do okna odsuwając zasłonę. Widok, jaki ujrzał, przerósł jego najgorsze koszmary. Po zbrukanych krwią chodnikach przejeżdżały roboty sprzątające ciągnąc za sobą martwe ciała mieszkańców jednocześnie malując czerwone ścieżki.
Brunet nigdy nie pomyślałby, że taki czas kiedyś w ogóle nastąpi, a teraz działo się to zdecydowanie za szybko! “Mirai” jak i inne firmy mocno przykładały się do tworzenia robotów. Dla niektórych nawet praca w wytwórni owych maszyn nie była jedynie źródłem zarobków a także pasją. Większość jednak ubiegała się o stanowiska w wysoko postawionych firmach z powodu wysokiej pensji, mimo wszystko starali się wykonywać swoją pracę jak należy. W obecnej chwili jedyną opcją było namieszanie w procesie tworzenia robotów, przez co oszalały i zabijały dziesiątki, o ile nie setki, niewinnych ludzi. Gdyby przyjrzeć się uważniej, przeważająca ilość maszyn nie przypominała oryginałów. Wydawała się pochodzić z całkiem innej wytwórni, choć na ich metalowych tułowiach wyraźnie widniało zapisane w kanji słowo “przyszłość”.
Ciemnowłosy był pewien, że gdyby uchylił okno, usłyszałby przerażone krzyki, jak i jęki konających oraz szum wytworzony przez jeżdżące maszyny. Zazwyczaj przydzielano po parze robotów na jedną ulicę, jednakże obecny stan czystości jezdni można by śmiało porównać do pola bitwy, mimo iż po drodze poruszała się jedynie mała zgraja robotów.
Pracownik “Mirai”, który wpadł ogłosić ten nieprzewidziany harmider, stał w drzwiach, bawiąc się złotym kluczem na sznurku będącym podarkiem od ukochanej.
— Mitsuki-kun — mężczyzna zwrócił się do chłopaka — biegnij do rodziny i uważaj na siebie.
Po tych słowach Hajime opuścił pomieszczenie, porzucając wszystkie zapisane dotąd informacje. Wcześniej wspomniany Mitsuki dogonił go.
— Jest Pan pewien, że da sobie radę sam? — spytał. W jego głosie pobrzmiewała troska oraz przerażenie.
— Jestem nie do końca dobrej myśli, ale miejmy nadzieję, że wszystko wróci do poprzedniego stanu. — Ton głosu, jak i wyraz twarzy szmaragdowookiego nie zmieniły się.
Mężczyzna z zewnątrz wydawał się opanowany w każdej sytuacji, lecz w jego sercu przez większość czasu trwał nieład, choćby właśnie w tej chwili pesymistyczna fala zmartwień uderzała w niego z całą mocą.
— Na pewno? Może pójść za panem tam, gdzie pa- — nie dokończył Mitsuki.
— Hajime-sama! — wrzasnął Kazunari, biegnąc z drugiego końca korytarza.
— Kazu- — zaczął brunet.
— Nie, musimy się pośpieszyć. Metrem możemy pojechać i uciec stąd. Zaraz ostatni raz jedzie pociąg — powiedział na jednym wdechu krwistooki, obrzucając spojrzeniem zegarek.
— Wybacz, ale nie wybieram się poza miasto — rzucił Tsurugi, po czym odwrócił się do Mitsuki’ego. — Uciekaj.
Chłopak w odpowiedzi jedynie skinął głową i ruszył ku windzie.
— Tsurugi-sama, co zamierzasz zrobić? — spytał Kazunari, ruszając wraz
z współpracownikiem w stronę wyjścia z budynku.
— Na razie nie wiem — odrzekł jasnooki. Pchnął drzwi i przekroczył próg firmy, rozglądając się po ulicy. — Ale zamęt.
Nie wypowiadając się więcej, zaczął stawiać szybkie kroki w przód, nie bacząc na kałuże krwi, w których zanurzał buty, aby następnie zaznaczyć beton szkarłatem.
— Ha-ji-me-sa-ma — wydukał robot, tym samym mrożąc krew w żyłach. Detektyw przyśpieszył kroku, nie dlatego, że martwił się o swoje życia, a raczej z powodu dotychczas nierozwiązanej sprawy.
Coś jest nie tak – przebiegło mu przez myśl. Za szybko to wszystko się dzieje.
Nagła śmierć szefa, a teraz bunt robotów. Coś musi stać za tym. Na pewno jakiś szuler wykłada karty w tej grze.
— Metro jest za rogiem, ukryjmy się tam — szepnął Kazunari, obracając się za siebie. — On chyba nie da za wygraną.
— Nie oglądaj się za siebie — skarcił go brunet, kątem oka szukając własnego pojazdu na parkingu. Jak się okazało jego “statek” został nie tylko zbrukany czerwienią wciąż spływającą po metalu wraz z padającym deszczem, a także zmiażdżony na tyle, że samo wejście na niego byłoby nie lada wyzwaniem.
Z naprzeciwka wyskoczył robot przeznaczony do kontroli biletów w placówkach rozrywkowych, najczęściej spotykany w kinach. W przeciwieństwie do tych sprzątających, ten rodzaj maszyn nie posiadał kółek i szczypiec, a metalowe “nogi” pod którymi kryły się sprężyny. Zdawać mogło się, że Tsurugi i Kazunari nie mają szans, kiedy dookoła otaczają ich roboty.
Szmaragdowooki w pośpiechu pchnął drzwi baru, pociągnął blondyna za rękaw i razem z nim wpadł do lokalu, ślizgając się podeszwami butów po śliskich kafelkach.
— Miejmy nadzieję, że tutaj się nie dostaną — wydyszał detektyw. Zakluczywszy drzwi podszedł do blatu i chwycił szklankę z niedopitym trunkiem.
— Jesteś pewien, że jesteśmy tu bezpieczni? — zapytał Kazunari, przyglądając się miastu za szybą.
— Niczego nie gwarantuję. — Hajime upił łyk napoju. — Niezbyt dobre, co to za alkohol?
Blondyn odwrócił się do niego i spojrzał z podniesioną brwią na szklankę.
— Ty tak na poważnie? Zaraz możemy zemrzeć, a Ciebie obchodzi jakieś piwo? — wybuchł chłopak, po chwili jednak zdał sobie sprawę, co w rzeczywistości opuściło jego usta. Wydukał — Przepraszam.
Brunet w odpowiedzi wymamrotał parę niezrozumiałych słów i otworzył jedną z szafek. Na widok różnorakich alkoholi zagwizdał.
— Dużo tego mają — skomentował.
— Zostaw to lepiej — warknął Kazunari, odwracając się i sięgając po menu.
Powinienem zacząć działać – pomyślał jasnooki, śledząc wzrokiem każdy ruch palców Haru, które składały z kartki łódkę.
— Wiesz — podjął Tsurugi — Od początku wiedziałem, że jesteś winny śmierci szefa. Ty stoisz za jego zabójstwem. Nie rozgryzłem jeszcze w jaki sposób udało ci się tego dokonać, ale jesteś geniuszem zbrodni.
Brunet sam nie wiedział, czemu to powiedział. Po prostu postanowił zaufać podejrzeniom Terumi’ego. Twarz blondyna pociemniała, a po jego skroni zaczęły spływać widoczne krople potu.
— S-skąd to wiesz? — wyjąkał, najwidoczniej nie wiedząc, co powinienem zrobić.
— Ha! Sam się przyznałeś! — Głos ciemnowłosego stał się na chwilę głośniejszy niż zazwyczaj, to jednak później wrócił do normalnego tonu. — Właściwie to nie wiedziałem. Owszem, cień podejrzenia spadł także i na Ciebie, jednak w tej sytuacji tkwimy przez list Terumi’ego.
Jedna zagadka z głowy. Podpunkt z listy spraw w głowie detektywa zniknął, pozostawała teraz sprawa buntu robotów.
Kątem oka obrzucił twarz Kazunari’ego spojrzeniem. Wzrok drugiego mężczyzny błądził po blacie, nie tyle co przestraszony a planujący zemsty.
— Najwidoczniej nie ma już czego ukrywać.
Cały strach z twarzy Kazunari’ego zniknął w jednej chwili, jakby było jedynie grą aktorską, a grzech jakiego się dopuścił nie był przypadkowy, a w pełni planowany. Krwistooki utkwił spojrzenie w twarzy Hajime i mówił dalej, szczerząc śnieżnobiałe zęby w podłym uśmiechu.
— Może i zabiłem szefa, lecz nie masz na to żadnych dowodów. To jakbyś miał udowodnić w sądzie, że prawnik wynajęty przez drugą osobę bierze łapówki i jest straszliwym chciwcem⁴, samemu widząc go pierwszy raz w życiu.
Nieszczęsnym faktem było to, że blondyn miał w pełni rację. Jak Tsurugi miałby przekonać każdego do własnej racji bez żadnych dowodów?
— Jak zabiłeś? Na miejscu nie było żadnych śladów. — Mężczyzna od razu przeszedł do rzeczy.
— To proste — oznajmił zbrodniarz. — Ostatnio namieszałem odrobinę tu i tam przy robotach, naprawdę to nie był żaden wysiłek. Zamiast zaprogramować gotowe roboty tak, jak powinienem, wgrałem im pewien program i nakazałem słuchać rozkazów przesyłanych z mojego laptopa, który dzisiejszego ranka gdzieś przypadkiem zgubiłem?
— Kto by pomyślał — mruknął brunet, przybliżając się do Kazunari’ego.
— Nie podchodź lepiej! — ostrzegł wcześniej wspomniany gwałtownie cofając się
o krok w tył i chwytając scyzoryk z blatu, wyciągnął trzęsące się ręce w przód.
Hajime zignorował jego krzyk, ponieważ na obecny moment był dla niego nikim innym jak tylko niepoczytalnym pracownikiem “Mirai”, z którym niegdyś się kolegował. Był to błąd. Prawdopodobnie jeden z tych większych. Nie minęła minuta, nim poczuł ostry ból przeszywający jego pierś, a biała koszula zaczęła przesiąkać szkarłatnym płynem.
Z każdą następną chwilą zaczynał tracić obraz przed oczami i coraz to trudniej łapał wdech. Tracił życie w dość bolesny sposób, krztusząc się własną krwią i nie mógł tego zmienić.
— Wiedziałem, że detektyw z ciebie marny, ale żebyś był tak głupi, aby pchać się na śmierć! — zaśmiał się Kazunari, ocierając niewidzialną łezkę, tym samym ukazując, jak bardzo śmieszy go upadek Tsurugi’ego.
Zobaczymy, jak zaśmiejesz się teraz – przebiegło przez myśl ciemnowłosemu.
Wyrwał ostrze scyzoryka z własnego ciała sprawiając, że strużka krwi zamieniła się w potok czerwieni, nieubłagalnie kwitnący i barwiący wszystko. Następnie mężczyzna wbił narzędzie zbrodni w pierś towarzysza.
Głuchy krzyk rozniósł się echem po lokalu, a jasnowłosy wypluwszy sporą ilość krwi padł na posadzkę.
— Strzelam, że trafiłem dokładnie w… . Zakończenie tego zdania nigdy nie miało zostać dopowiedziane, choć każdy mógłby się domyśleć jakie było.
Szmaragdowooki zachłysnął się i upadł obok towarzysza śmierci.
Poprzednie wcielenia temu zapewne walczyliśmy ze sobą na polach w okresie Edo⁵, wypowiedział w myślach mężczyzna, po czym z uśmiechem na ustach opuścił powieki, popadając w wieczne okowy snu.
Szkarłatna plama pod martwymi ciałami powiększała się wraz z upływem czasu, w równie szybkim tempie w jakim roboty siały terror w mieście.
Od tego strasznego incydentu minęły dwa dni, zanim nieświadomy wszystkiego Terumi wrócił do Yokohamy.
Jasnowłosy opuścił samolot z rozmazanym wzrokiem. Przez całą podróż szlochał, nie wspominając już o zmęczeniu. Chłopak w ciągu ostatnich dni jadł zdecydowanie za mało, nie wspominając o braku snu. Nie mógł zrozumieć, dlaczego beton, po którym stąpa jest w barwach czerwieni, a w powietrzu wisi metaliczny zapach krwi.
— Gdzie to ja je… — mruknął do siebie, szukając w torbie okularów.
Prawdą było, że żadnej wady wzroku nie posiadał, a okulary służyły mu tylko i wyłącznie do czytania. Znalazłszy wcześniej wspomniany przedmiot, włożył go na nos.
— T-to jakiś k-koszmar… n-nie… to się nie dzieje…— wyszeptał. Przerażenie na jego twarzy było widoczne z drugiego końca ulicy.
Przed oczami młodzieńca rozciągało się boisko, niegdyś pełne zieleni i nastolatków, pogrywających w piłkę. Teraz skąpane w okrutnym kolorze. Będące “wysypiskiem martwych ciał”,miejscem, do którego roboty przynosiły zwłoki.
Ile ominęło go przez parę dni? W jego głowie pojawiała się masa czarnych scenariuszy, zawierających jedynie sceny śmierci.
Rzucił się biegiem w stronę firmy z nadzieją, że wszyscy jego towarzysze żyją i spokojnie siedzą w pokoju narad, popijając kawę i wymyślając kolejne roboty. Poza nimi nie został mu już nikt. Na miejscu szalenie szarpał za klamkę zamkniętych drzwi wejściowych. Terumi zaczął przeszukiwać kieszenie, bluźniąc pod nosem. Niestety, nie znalazł kluczy.
— Pewnie zostały w domu — stwierdził jasnowłosy.
Zawsze optymistycznie nastawiony do życia, teraz zauważył jakie ono jest naprawdę: szare i posępne, pełne nie tylko wzlotów, a także i upadków. Jego mieszkanie, które wynajmował w bloku, mieściło się po drugiej stronie miasta,
a słońce zaczynało powoli zachodzić za horyzont. Jedno było pewne, do rana nie zdążyłby się uwinąć.
Jedyną nadzieją dla niego było przejście się po ulicach miasta. Liczył na spotkanie z którymś ze współpracowników.
— Straszliwie tu cicho — skomentował, ruszając w jedną ze stron.
Terumi przysiadł na schodach zmęczony i zapłakany. Jego łzy lśniły, spływając po policzkach, a z gardła wydobywało się ciche łkanie. Obszedł połowę miasta i nie znalazł w nim ani jednej żywej duszy. Napotkał jedynie zwłoki osób zarówno nieznajomych, jak i tych, których miał szansę poznać osobiście i kojarzyć chociażby po nazwisku.
— Te-ru-mi-sa-ma — wydukał robot, zbliżając się do chłopaka.
Ten gwałtownie podniósł się z betonowego stopnia. Przez całą drogę unikał maszyn jak ogni piekielnych, chociaż całkiem niedawno sam pogrywał z jednym z prototypów w pokera.
— Nie zbliżaj się — wyszeptał, składając dłonie na piersi.
— Te-ru-mi-sa-ma, póź-na go-dzi-na.
Maszyna zbliżyła się do chłopaka, wyciągając swe szczypce i pchnęła go. Jasnooki upadł w tył, uderzając głową o stopnie i spadając w dół schodów, aby po chwili stracić przytomność na dobre.
Ciało młodzieńca leżało pod schodami skąpane w kwitnącej krwi i blasku zachodzącego słońca. Fioletowo-białe włosy Terumi’ego zatopione w czerwonej mazi, straciły swój dawny kolor. Dopiero następnego dnia nieżywy chłopaczyna trafił na “wysypisko martwych ciał”.
Wiadomość o zagładzie w Yokohamie rozeszła się w szybkim tempie po całej Japonii, a wszelkie drogi prowadzące do owego miasta zostały zamknięte.
Przez długi czas straszono dzieci tą tragiczną historią, zmieniając odrobinę jej sens, a obecnie w miejscu dawnego “wysypiska martwych ciał” stoi posąg, wybudowany na cześć tych, których życia zostały poświęcone. —————————————————————————————————————
¹ “Hikaru” [Z japońskiego: 光るひかる] Znaczenie: Błyszczeć.
² “Mirai” [Z japońskiego: 未来みらい] Znaczenie: Przyszłość.
³ “… A następnie będzie spoglądał, jak spada na niego kara za zbrodnię…”: Odwołanie do ” Zbrodnia i kara”.
⁴ “…Udowodnić w sądzie, że prawnik wynajęty przez drugą osobę, bierze łapówki i jest straszliwym chciwcem…”: Odwołanie do japońskiej noweli “悪徳のジャッジメン ト” [Na język polski: “Niemoralny Osąd”], która wchodzi w skład serii “Siedem grzechów głównych” [Znanej też jako “Siedem zbrodni i kar”] i opowiada o Gallerian’ie, prawniku, reprezentującym chciwość.
⁵ “…Poprzednie wcielenia temu zapewne walczyliśmy ze sobą na polach w okresie Edo…”: Okres Edo [Z japońskiego: 江戸時代] trwał w Japonii od tysiąc sześćset trzeciego do tysiąc osiemset sześćdziesiątego ósmego roku, w tamtych czasach władzę sprawowali Shoguni z rodu Tokugawa.
W tym tekście odnosi się do Shinsengumi, sił policyjnych, którzy przelewali krew za kraj, walcząc z buntownikami i wrogimi siłami.
Książki Stanisława Lema dostępne w księgarni Wydawnictwa Literackiego